Siedziałam na murku w parku
i paliłam papierosa, gdy nagle ktoś mnie pociągnął i spadłam na tą osobę. To
oczywiście był nie kto inny jak Kastiel.
-Co ty robisz, chcesz mnie zabić czy co?? -z uśmiechem dmuchnęłam mu prosto w twarz dymem papierosowym.
-Ale, nie musisz na mnie dmuchać. -wyrwał mi końcówkę papierosa, która mi została zaciągnął się i także we mnie dmuchnął.
-Dobra postaw mnie na ziemi bo, chce z tobą porozmawiać. -poprosiłam go grzecznie.
-To o czym, pani chce ze mną rozmawiać. -postawił mnie, a ja usiadłam na ławkę i po chwili uczynił to samo.
-Przemyślałam to wszystko co ty mi powiedziałeś i co usłyszałam od Nata i Lysandra i... -znowu mi przerwał jak on mnie tym przerywaniem denerwuje.
-I co. -przybliżył się do mnie.
-I postanowiłam ci dać drugą szansę i ostatnią więc sobie nie myśl. -uśmiechnęłam się.
-To super. -objął mnie i pocałował.
-Jutro już będziesz w szkole?? -spytałam z uśmiechem.
-Tak, rano masz być gotowa. -uśmiechnął się zadziornie.
-A niby czemu?? -zaskoczył mnie tym.
-Bo po ciebie przyjadę i nie będę na ciebie czekał godzinę.
-A jak nie będę gotowa?? -chciałam trochę się z nim podrażnić.
-To wejdę do domu i zaniosę cię do auta tak jak będziesz wyglądała, czy będziesz w piżamie czy nie. -uśmiechną się łobuzersko.
-Czy ty zawsze musisz postawić na swoim?? -spytałam.
-Tak, chodź do domu bo, zaczyna się ściemniać i zimno ci się robi. -powiedział zakładając mi na ramiona swoją kurtkę, pewnie zauważył że mam gęsią skórkę z zimna.
-Dziękuję. -załapałam go za rękę.
Jak szliśmy to zaczęło delikatnie kropić, gdy doszliśmy pod mój dom to się rozpadało na dobre. Ja i Kas weszliśmy do domu w pośpiechu.
-Chyba jednak zostanę u ciebie. -uśmiechną się.
-No tak, nawet jeśli byś nie chciał zostać to i tak bym cię w taką pogodę nie puściła. -popatrzałam w jego piękne brązowe oczka.
-Nie musisz się tak o mnie martwić. -usiadł na sofie i pociągnął mnie za sobą, bym usiadła mu na kolanach.
Zaczął mnie całować, jak mi brakowało jego pocałunków one były takie zachłanne i gorące, nie opierałam się, podobało mi się to jak on mnie całował. Po chwili jego ręka znalazła się na moim udzie i zaczął gładzić z góry na dół, z dołu do góry. Jego ręka potem się znalazła na moich biodrach, a potem pod moją koszulką, tylko że posuną się o krok za daleko chciał odpiąć mi stanik ale, ja się na to nie zgodziłam i przerwałam tą wspaniałą chwilę.
-Kastiel nie... -zaczął mnie całować po karku.
-Czemu?? -wyciągnął rękę spod koszulki i nie przestawał mnie całować.
-Bo nie jestem taka jak te inne dziewczyny z którymi się zabawiałeś. -odepchnęłam go lekko od siebie.
-Wiem i dlatego mi na tobie zależy i nie chce cię stracić, bo nie jesteś taka łatwa. -przytulił mnie.
Postanowiłam rozłożyć sofę i spać razem z Kasem. Przez całą noc spałam wtulona w niego, biło od niego takie przyjemne ciepło, czym bliżej niego się przysuwałam tym on bardziej mnie do siebie tulił.
***
Gdy się obudziłam to Kasa, już nie było tylko, znowu śniadanie z karteczka od niego dla mnie. Na karteczce napisał, że tak jak obiecał przyjedzie po mnie.
Zjadłam śniadanie poszłam na górę się przyszykować. Po parunastu minutach Kastiel zapukał kulturalnie w drzwi, a ja wyszłam i zamknęłam za sobą.
Wsiadłam do jego auta które miało czarny kolor, a w środku siedzenia miał z beżowej skóry. W szkole każdy z nas poszedł w swoją stronę. Lekcje minęły szybko, ale nie dawało mi to spokoju, że Nataniela na dal nie ma w szkole, martwię się o niego.
***
Siedziałam w domu i czekałam aż, ciocia przyjdzie bo, dziś miała się pojawić w domu. Minął kolejny tydzień, a Nataniela na dal nie było w szkole, ale nauczycielka powiedziała, że leży w szpitalu, najbardziej ciekawi mnie co się stało, że jest w szpitalu, czy sam zachorował czy coś mu ojciec zrobił, strasznie mi to nie dawało spokoju.
-Witaj Emilllii, pomożesz mi?? -spytała ciocia wchodząc do domu z walizką i jakimiś pakunkami.
-Oo...cześć ciociu, tak oczywiście. -uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz do auta.
Chodziłam z ciocią w tą i z powrotem chyba ze 2 razy już miałam dość. Gdy weszłyśmy do domu z ostatnimi pakunkami znowu, o mało co bym się wywaliła potykając się o własne nogi.
-Proszę Emi to wszystko dla ciebie. -wskazała na wszystkie torby które wniosłyśmy.
-Co!!?? Ale nie trzeba było. -zaskoczyła mnie tym ciocia.
-Przecież powiedziałam, że wynagrodzę ci to, że mnie tyle nie było i musiałaś siedzieć sama, ale wnioskując z tego co widziałam przed moim wyjazdem to taka samotna to ty nie byłaś. -ciocia się uśmiechnęła.
-W tedy to był kolega. -wzruszyłam ramionami.
-W tedy?? To już nie jest kolega?? -spojrzała się na mnie kątem oka i nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.
-Nie, już nie. -odpowiedziałam lekko zerkając na reakcje cioci.
-No to dobrze mówiłam, że nie byłaś sama. -uśmiechnęła się i pomogła mi zanieść te wszystkie torby na górę do mojego pokoju.
Siedziałam w pokoju i przeglądałam wszystkie torby z ubraniami, tyle tego na kupowała, że do szafy mi się już nic nie mieściło. Na reszcie skończyłam w końcu wciskać te ciuchy do szafy-powiedziałam sama do siebie. W tedy dostałam SMS miałam nadzieję, że to od Nata, że napisze mi co się dzieje, czy mu już lepiej, ale się myliłam to był od Kasa napisał, że do mnie dziś przyjdzie, odpisałam mu, że nie bo ciocia przyjechała.
Zdążyłam mu odpisać i ciocia weszła do mojego pokoju.
-Emi za 3 dni znowu muszę wyjechać na 2 miesiące, przepraszam, ale muszę postaram się przez te 2 miesiące załatwić zwolnienie, że byśmy mogły dłużej ze sobą pobyć i miło czas spędzić. -było jej przykro, że mnie samą zostawia.
-Dobrze. -ja się tym za bardzo nie przejęłam bo wiedziałam, że taka jest cioci praca i nie miałam jej tego za złe, że zostawia mnie samą.
-To idę zrobić nam kolację. -uśmiechnęła się i wyszła.
***
Rano pożegnałam się z ciocią i wyszłam do szkoły, postanowiłam się zapytać Amber w którym szpitalu leży Nat żebym mogła go odwiedzić.
W szkole rozglądałam się wszędzie by odnaleźć blond loki, zamiast tego ukazał mi się Kas.
-Kogo szukasz?? -dziś chyba nie był zbyt dobrym humorze.
-Amber, nie widziałeś jej przypadkiem?? -zapytałam oglądając okolice.
-Hej!! Może byś tak na mnie w zwróciła uwagę! -aż mnie zatkało, po tych słowach.
-Dobrze, ale nie musisz się na mnie wyżywać! -krzyknęłam na niego.
-Po co szukasz Amber?? -uspokoił się
-Bo chce się do wiedzieć w jakim szpitalu leży Nataniel. -położyłam rękę na biodrze.
-Znowu on, co? -wkurzony poszedł.
Chyba się na mnie obraził, ale nie powinien bo to chyba dobrze, że się martwię o kolegę a to, że on go nie lubi to już nie jest moja wina. Postanowiłam dalej szukać po pierwszej lekcji.
-A ty czego tu?? -zapytała się blondyna.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, szukałam cię. -po patrzyłam na nią pewnie.
-Co?? Mnie?? Po co?? -stała z szokowana.
-Chce wiedzieć, w jakim szpitalu leży Nataniel. -popatrzyłam się na nią błagająco.
-Nie wiem czy ci powiedzieć, nie wiem co z tego będę miała. -skrzyżowała ręce na piersiach.
-Amber no proszę cię, nie mam ochoty bawić się w twoją zabawę. -opuściłam ręce.
-No dobrze, poznaj moje dobre serce. -uśmiechnęła się głupkowato.
-To słucham. -uśmiechnęłam się.
-Leży w tym szpitalu co jest za tym budynkiem na przeciwko szkoły, na drugim piętrze sala 204 zadowolona. -zarzuciła włosy do tyłu.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -uśmiechnęłam się do niej i pobiegłam do klasy w której teraz miałam mieć Matematykę.
Gdy z kończyły się lekcje wybiegłam na dziedziniec, by wyjść ze szkoły.
-Gdzie idziesz?? -złapał mnie za rękę czerwono włosy gdy, już miałam wychodzić z terenu szkoły.
-Do Nata. -wyrwałam z jego dłoni moją rękę.
-Do Nata?? -uniósł brwi.
-Tak, tak zaczęłam mówić do Nataniela. -skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-A spoko, zaczynam mieć wątpliwości czy to ja na pewno jestem twoim chłopakiem. -stał lekko oburzony.
-Czemu tak mówisz?? Przecież jesteśmy razem. -zdziwiłam się.
-No tak, ale widzę, że poszedłem na odstawkę, bo cały czas słyszę Nataniel, Nataniel i Nataniel kurwa mać. –stał wkurzony.
-Wcale, że nie i przepraszam jeśli to tak wygląda, ale martwię się o niego. -opuściłam głowę.
-Dobrze, to jeżeli to nie prawda, to przyjadę po ciebie o 17:00. -przyciągną mnie do siebie.
-Będę czekała. -uśmiechnęłam się i poszłam w stronę szpitala.
Gdy szłam do szpitala myślałam o tym, gdzie Kas znowu mnie chce zabrać.
Witam znowu moich drogich czytelników, ale wyszła sprawa, że znowu nie mogę komentować…trudno
Tak jak obiecałam dałam szybciej rozdział i trochę dłuższy niż wcześniej i przepraszam za błędy jak się znajdąJ
Mam nadzieje, że się rozdział podobał i liczę na jakieś komentarze z waszej strony :D
Pozdrawiam ;3
-Co ty robisz, chcesz mnie zabić czy co?? -z uśmiechem dmuchnęłam mu prosto w twarz dymem papierosowym.
-Ale, nie musisz na mnie dmuchać. -wyrwał mi końcówkę papierosa, która mi została zaciągnął się i także we mnie dmuchnął.
-Dobra postaw mnie na ziemi bo, chce z tobą porozmawiać. -poprosiłam go grzecznie.
-To o czym, pani chce ze mną rozmawiać. -postawił mnie, a ja usiadłam na ławkę i po chwili uczynił to samo.
-Przemyślałam to wszystko co ty mi powiedziałeś i co usłyszałam od Nata i Lysandra i... -znowu mi przerwał jak on mnie tym przerywaniem denerwuje.
-I co. -przybliżył się do mnie.
-I postanowiłam ci dać drugą szansę i ostatnią więc sobie nie myśl. -uśmiechnęłam się.
-To super. -objął mnie i pocałował.
-Jutro już będziesz w szkole?? -spytałam z uśmiechem.
-Tak, rano masz być gotowa. -uśmiechnął się zadziornie.
-A niby czemu?? -zaskoczył mnie tym.
-Bo po ciebie przyjadę i nie będę na ciebie czekał godzinę.
-A jak nie będę gotowa?? -chciałam trochę się z nim podrażnić.
-To wejdę do domu i zaniosę cię do auta tak jak będziesz wyglądała, czy będziesz w piżamie czy nie. -uśmiechną się łobuzersko.
-Czy ty zawsze musisz postawić na swoim?? -spytałam.
-Tak, chodź do domu bo, zaczyna się ściemniać i zimno ci się robi. -powiedział zakładając mi na ramiona swoją kurtkę, pewnie zauważył że mam gęsią skórkę z zimna.
-Dziękuję. -załapałam go za rękę.
Jak szliśmy to zaczęło delikatnie kropić, gdy doszliśmy pod mój dom to się rozpadało na dobre. Ja i Kas weszliśmy do domu w pośpiechu.
-Chyba jednak zostanę u ciebie. -uśmiechną się.
-No tak, nawet jeśli byś nie chciał zostać to i tak bym cię w taką pogodę nie puściła. -popatrzałam w jego piękne brązowe oczka.
-Nie musisz się tak o mnie martwić. -usiadł na sofie i pociągnął mnie za sobą, bym usiadła mu na kolanach.
Zaczął mnie całować, jak mi brakowało jego pocałunków one były takie zachłanne i gorące, nie opierałam się, podobało mi się to jak on mnie całował. Po chwili jego ręka znalazła się na moim udzie i zaczął gładzić z góry na dół, z dołu do góry. Jego ręka potem się znalazła na moich biodrach, a potem pod moją koszulką, tylko że posuną się o krok za daleko chciał odpiąć mi stanik ale, ja się na to nie zgodziłam i przerwałam tą wspaniałą chwilę.
-Kastiel nie... -zaczął mnie całować po karku.
-Czemu?? -wyciągnął rękę spod koszulki i nie przestawał mnie całować.
-Bo nie jestem taka jak te inne dziewczyny z którymi się zabawiałeś. -odepchnęłam go lekko od siebie.
-Wiem i dlatego mi na tobie zależy i nie chce cię stracić, bo nie jesteś taka łatwa. -przytulił mnie.
Postanowiłam rozłożyć sofę i spać razem z Kasem. Przez całą noc spałam wtulona w niego, biło od niego takie przyjemne ciepło, czym bliżej niego się przysuwałam tym on bardziej mnie do siebie tulił.
***
Gdy się obudziłam to Kasa, już nie było tylko, znowu śniadanie z karteczka od niego dla mnie. Na karteczce napisał, że tak jak obiecał przyjedzie po mnie.
Zjadłam śniadanie poszłam na górę się przyszykować. Po parunastu minutach Kastiel zapukał kulturalnie w drzwi, a ja wyszłam i zamknęłam za sobą.
Wsiadłam do jego auta które miało czarny kolor, a w środku siedzenia miał z beżowej skóry. W szkole każdy z nas poszedł w swoją stronę. Lekcje minęły szybko, ale nie dawało mi to spokoju, że Nataniela na dal nie ma w szkole, martwię się o niego.
***
Siedziałam w domu i czekałam aż, ciocia przyjdzie bo, dziś miała się pojawić w domu. Minął kolejny tydzień, a Nataniela na dal nie było w szkole, ale nauczycielka powiedziała, że leży w szpitalu, najbardziej ciekawi mnie co się stało, że jest w szpitalu, czy sam zachorował czy coś mu ojciec zrobił, strasznie mi to nie dawało spokoju.
-Witaj Emilllii, pomożesz mi?? -spytała ciocia wchodząc do domu z walizką i jakimiś pakunkami.
-Oo...cześć ciociu, tak oczywiście. -uśmiechnęłam się i wyszłam na zewnątrz do auta.
Chodziłam z ciocią w tą i z powrotem chyba ze 2 razy już miałam dość. Gdy weszłyśmy do domu z ostatnimi pakunkami znowu, o mało co bym się wywaliła potykając się o własne nogi.
-Proszę Emi to wszystko dla ciebie. -wskazała na wszystkie torby które wniosłyśmy.
-Co!!?? Ale nie trzeba było. -zaskoczyła mnie tym ciocia.
-Przecież powiedziałam, że wynagrodzę ci to, że mnie tyle nie było i musiałaś siedzieć sama, ale wnioskując z tego co widziałam przed moim wyjazdem to taka samotna to ty nie byłaś. -ciocia się uśmiechnęła.
-W tedy to był kolega. -wzruszyłam ramionami.
-W tedy?? To już nie jest kolega?? -spojrzała się na mnie kątem oka i nie wiedziałam co jej odpowiedzieć.
-Nie, już nie. -odpowiedziałam lekko zerkając na reakcje cioci.
-No to dobrze mówiłam, że nie byłaś sama. -uśmiechnęła się i pomogła mi zanieść te wszystkie torby na górę do mojego pokoju.
Siedziałam w pokoju i przeglądałam wszystkie torby z ubraniami, tyle tego na kupowała, że do szafy mi się już nic nie mieściło. Na reszcie skończyłam w końcu wciskać te ciuchy do szafy-powiedziałam sama do siebie. W tedy dostałam SMS miałam nadzieję, że to od Nata, że napisze mi co się dzieje, czy mu już lepiej, ale się myliłam to był od Kasa napisał, że do mnie dziś przyjdzie, odpisałam mu, że nie bo ciocia przyjechała.
Zdążyłam mu odpisać i ciocia weszła do mojego pokoju.
-Emi za 3 dni znowu muszę wyjechać na 2 miesiące, przepraszam, ale muszę postaram się przez te 2 miesiące załatwić zwolnienie, że byśmy mogły dłużej ze sobą pobyć i miło czas spędzić. -było jej przykro, że mnie samą zostawia.
-Dobrze. -ja się tym za bardzo nie przejęłam bo wiedziałam, że taka jest cioci praca i nie miałam jej tego za złe, że zostawia mnie samą.
-To idę zrobić nam kolację. -uśmiechnęła się i wyszła.
***
Rano pożegnałam się z ciocią i wyszłam do szkoły, postanowiłam się zapytać Amber w którym szpitalu leży Nat żebym mogła go odwiedzić.
W szkole rozglądałam się wszędzie by odnaleźć blond loki, zamiast tego ukazał mi się Kas.
-Kogo szukasz?? -dziś chyba nie był zbyt dobrym humorze.
-Amber, nie widziałeś jej przypadkiem?? -zapytałam oglądając okolice.
-Hej!! Może byś tak na mnie w zwróciła uwagę! -aż mnie zatkało, po tych słowach.
-Dobrze, ale nie musisz się na mnie wyżywać! -krzyknęłam na niego.
-Po co szukasz Amber?? -uspokoił się
-Bo chce się do wiedzieć w jakim szpitalu leży Nataniel. -położyłam rękę na biodrze.
-Znowu on, co? -wkurzony poszedł.
Chyba się na mnie obraził, ale nie powinien bo to chyba dobrze, że się martwię o kolegę a to, że on go nie lubi to już nie jest moja wina. Postanowiłam dalej szukać po pierwszej lekcji.
-A ty czego tu?? -zapytała się blondyna.
-Nawet nie wiesz jak się cieszę, że cię widzę, szukałam cię. -po patrzyłam na nią pewnie.
-Co?? Mnie?? Po co?? -stała z szokowana.
-Chce wiedzieć, w jakim szpitalu leży Nataniel. -popatrzyłam się na nią błagająco.
-Nie wiem czy ci powiedzieć, nie wiem co z tego będę miała. -skrzyżowała ręce na piersiach.
-Amber no proszę cię, nie mam ochoty bawić się w twoją zabawę. -opuściłam ręce.
-No dobrze, poznaj moje dobre serce. -uśmiechnęła się głupkowato.
-To słucham. -uśmiechnęłam się.
-Leży w tym szpitalu co jest za tym budynkiem na przeciwko szkoły, na drugim piętrze sala 204 zadowolona. -zarzuciła włosy do tyłu.
-Nawet nie wiesz jak bardzo. -uśmiechnęłam się do niej i pobiegłam do klasy w której teraz miałam mieć Matematykę.
Gdy z kończyły się lekcje wybiegłam na dziedziniec, by wyjść ze szkoły.
-Gdzie idziesz?? -złapał mnie za rękę czerwono włosy gdy, już miałam wychodzić z terenu szkoły.
-Do Nata. -wyrwałam z jego dłoni moją rękę.
-Do Nata?? -uniósł brwi.
-Tak, tak zaczęłam mówić do Nataniela. -skrzyżowałam ręce na klatce piersiowej.
-A spoko, zaczynam mieć wątpliwości czy to ja na pewno jestem twoim chłopakiem. -stał lekko oburzony.
-Czemu tak mówisz?? Przecież jesteśmy razem. -zdziwiłam się.
-No tak, ale widzę, że poszedłem na odstawkę, bo cały czas słyszę Nataniel, Nataniel i Nataniel kurwa mać. –stał wkurzony.
-Wcale, że nie i przepraszam jeśli to tak wygląda, ale martwię się o niego. -opuściłam głowę.
-Dobrze, to jeżeli to nie prawda, to przyjadę po ciebie o 17:00. -przyciągną mnie do siebie.
-Będę czekała. -uśmiechnęłam się i poszłam w stronę szpitala.
Gdy szłam do szpitala myślałam o tym, gdzie Kas znowu mnie chce zabrać.
Witam znowu moich drogich czytelników, ale wyszła sprawa, że znowu nie mogę komentować…trudno
Tak jak obiecałam dałam szybciej rozdział i trochę dłuższy niż wcześniej i przepraszam za błędy jak się znajdąJ
Mam nadzieje, że się rozdział podobał i liczę na jakieś komentarze z waszej strony :D
Pozdrawiam ;3
WOW Piszesz wspaniale WOW Piszesz wspaniale WOW Rozdział się podoba WOW Pisz dalej WOW Piesek pisze komentarze WOW Bo opowiadanie supcio WOW XD
OdpowiedzUsuń